Długi majowy weekend na Uklei, Mołstowej i Brzeźnickiej Węgorzy
30.04.2005 r.
01-03.05.2005 r.
Pomorze Zachodnie to czwarty region odwiedzony przez grupę Kazik i My
w ciągu ostatniego miesiąca.
Podczas planowania wyprawy na dopływy Regi, korzystaliśmy z rad Leszka
Matalewskiego Prezesa Klubu Wiry ze Szczecina. Natomiast w znalezieniu
stosownej bazy pomógł nam sam Gruby.
Spaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym >Rancho za Wsią< w Radowie
Małym, które było zlokalizowane centralnie do rejonu eksploracji. >Rancho
za Wsią< to murowana stodoła zaadaptowana na cele mieszkalne w zasadzie
jedno duże pomieszczenie z balkonowymi sypialniami i dużym kominkiem pomocnym
do suszenia ubrań. Polecamy!
Wiry zapewniły nam także wsparcie logistyczne w osobie Zbyszka, znającego
każdą dróżkę na Pomorzu, który swoim Fordem Explorer był w stanie dojechać
do każdego mostku na każdej rzeczce. Na Mołstowej było to niezwykle pomocne.
W sobotę, na rozgrzewkę spłynęliśmy Ukleją. Wystartowaliśmy w Rogowie,
gdzie na początku szlaku przywitało nas okazałe drzewo leżące w poprzek
nurtu.
Mimo, że nie pracowała elektrownia, wody było wystarczająco dużo, by nie
szorować kajakami po kamieniach. Na początku ładny, leśny odcinek rzeki
płynący pomiędzy pagórkami. W nurcie rzeki napotkaliśmy kilkanaście zwalonych
kłód. Druga część porannego odcinka, prowadziła przez łąki. Rzeka praktycznie
bez przeszkód.
W Rogowie robimy postój naszego dziewięcioosobowego zespołu: trzech >Wirów<
- Leszek, Jasiu i Romek, Marcin, Leszek, Wojtek i ja z grupy KiM oraz
nasi przyjaciele Wojtek i Andrzej.
Za Rogowem najpiękniejszy odcinek Uklei, rzeka meandruje, nurt jest bystry,
zwałki są urozmaicone, zaś podmokłe brzegi zryte kopytami leśnych zwierząt.
Koledzy zauważają żerujące stadko dzików. Kilkadziesiąt minut później
dostrzegam w korycie rzeki trzy jelenie. Ukryte za wysoką zwałką, spokojnie
chłodzą się w zimnej wodzie. Na mój widok wychodzą na brzeg i przyglądają
się z zaciekawieniem, jak ja manewruję, by zatrzymać się w miejscu umożliwiającym
zrobienia im zdjęcia. Niestety, kolejne kajaki płoszą je i do końca wyprawy
będę żałował tej niewykorzystanej okazji.
Odcinek przed miejscowością Taczały wiedzie przez śródleśne łąki. Łatwy,
choć na koniec spotykamy trzy soczyste zwałki: dwie przechodzimy górą,
jedną z prześwitem nad nurtem o wysokości 20 cm, przechodzę tylko ja.
Wiadomo. Diablo to prawdziwy kajak zwałkowy.
W Taczałach wpływamy w Sąpólną. Wody sporo, choć miejscowi chłopcy mówią,
że kilometr wyżej ma tylko 1,5 m szerokości. Tym razem nie będziemy jej
eksplorować.
Spływ kończymy na Redze przed zaporą w Lisowie. Stąd prosto na obiad w
restauracji Marysieńka.
Niedziela to wyjazd na główny cel naszej wyprawy. Mołstowa uznawana jest
w literaturze za najbardziej uciążliwą rzekę Pomorza Zachodniego. Tutaj
już tylko w siódemkę, Jasiu i Romek wrócą we wtorek.
Po drodze podziwiamy czarne bociany i orła ze świeżym łupem w dziobie.
Kajaki rozładowujemy w Rusinowie i z zaciekawieniem sprawdzamy tzw. wodomierz
Jurka Papierza. Niestety, kołki ograniczające kanał Mołstowej, wystają
około 10 cm z wody. To oznacza, że będą problemy.
Rzeka na początku jest uregulowana, ma szerokość mniejszą od dwóch metrów.
Po drodze trzy, niewygodne jazy-progi, dalej płycizny. Męczymy się tak
na dwukilometrowym łąkowym odcinku rzeki. Po dopłynięciu do granicy lasu
rzeka zaczyna meandrować, ale paliki nie znikają. Drażni nas to, bo rzeka
nie zwraca uwagi na papierowe plany i sama wytycza sobie koryto, zaś my
musimy męczyć się nie tylko z płyciznami w korycie, ale i z tymi palikami.
Mimo to, rzeczka sympatyczna. Brzegi podmokłe, dalej wyraźne pagórki porośnięte
lasem mieszanym. Las jeszcze nie do końca przebudzony, wśród bezlistnych
drzew liściastych wyróżniają się soczyste kępy świerków i jodeł. W korycie
od czasu do czasu łatwe przeszkody, tzw. byle, co. Przy zastawce, z nieprzejezdnym
mostkiem czeka na nas Zbyszek. Zjadamy eksperymentalny ryż z tuńczykiem
i po sfotografowaniu drugiego, napotkanego tego dnia, szkieletu jelenia,
który prawdopodobnie utonął podczas przyboru wody, odpływamy.
Na następnym odcinku napotykamy krzaki, później leżące drzewa ze sterczącymi
gałęziami, na końcu pojawiają się grube zwalone pnie. Rzeka staje się
coraz bardziej uciążliwa. Wszystko to, w bardzo spokojnym, niemal stojącym
nurcie. Zaczynamy intensywnie myśleć nad udoskonaleniem techniki grupowego
pokonywania zwalonych kłód, leżących nad lustrem wody. Głównym problemem
jest szybkie pokonanie wysokiej przeszkody przez ostatniego, który podstawiając
dziób swojego kajaka, ułatwia kolegom wspięcie się na pień. Wypracowujemy
metodykę polegającą na zatrzymaniu przedostatniego kajakarza na górze
zwalonej kłody, który wciąga dziób kajaka ostatniego i użycza mu swojego
wiosła do wepchnięcia całego kajaka na kłodę.
Na jednej z przeszkód robimy dokumentację fotograficzną tego sposobu,
by móc pokazać go w magazynie >Wiosło<.
Przy mostku drogi z Iglic do miejscowości Międzyrzecze, czeka na nas Zbyszek
i wspólnie z Leszkiem wybijają nam z głowy dalsze pływanie. Jesteśmy już
7 godzin na wodzie i nie powinniśmy powtarzać nocowania w posłaniu z liści,
czego doświadczyli nasi poprzednicy.
Wahadło po drugi samochód i odjazd na obiad do Marysieńki.
W poniedziałek kontynuujemy spływ Mołstową. Kilkaset metrów za mostkiem
niespodzianka. Bystrza, kamienie narzutowe i wyraźnie więcej wody. To
pewnie dzięki zasileniu Mołstowej przez Podleśną
Rzeka coraz bardziej dzika. Żadnego kontaktu z cywilizacją Rosochate łozy,
naprzemiennie z rozgałęzionymi drzewami w nurcie oraz solidnymi pniami.
Zaczyna się prawdziwa harówka. Gdzieś po drodze, przy wysokiej zwałce,
przerwa na makaron z prażonymi jabłkami. Jak się później okaże, była to
jedyna zwałka, przy której opuściliśmy kajaki tego dnia.
Na moście koło Powalic czeka na nas Zbyszek. To już 3,5 godziny pływania.
Ekipa układa się na balach mostu i odpoczywa w pozycji leżącej. Pierwsza
kontuzja, ekipa topnieje do 6 osób. Zbyszek prognozuje czas przebycia
pozostałego dystansu na 1,5 godziny.
Na rzece jest coraz więcej rosochatych krzaków. Od przeciskania się przez
krzaki mamy całe podrapane ręce.
Jest coraz więcej sekwencyjnie ułożonych przeszkód, które trzeba pokonać
jednym rzutem.
Zdarzają się przeszkody, których pokonanie zajmuje nam 20 minut. Gdy trafiamy
na dwie grube kłody przegradzające Mołstową, decydujemy się na stworzenie
pomiędzy kłodami tratwy z dwóch kajaków i przewożenie innych z kłody na
kłodę. Na brzegach jest coraz bardziej zielono. Trawa jakby bardziej żywa,
a i więcej drzew jodły. Pomiędzy trudnymi odcinkami pojawiają się kilkusetmetrowe,
nieuciążliwe odcinki rzeki, gdzie można przyspieszyć. Tylko gdzie ten
koniec etapu? Stwierdzenie, jeszcze tylko dwa kilometry będzie nam towarzyszyło
do końca dnia.
Przed długim odcinkiem splecionych gęsto krzaków tarasujących przepływ,
ubywa następny kajakarz. Daje sobie spokój z tymi łozami i wychodzi na
brzeg. Dociągnie kajak do najbliższej dróżki, skąd zabierze go Zbyszek.
Pozostali walczą dalej, choć proporcje jakościowe ulegają zmianie. Więcej
jest krzaczorów, mniej wysokich zwałek.
O godzinie 20.00, po dziesięciu i pół godzinach podróży, docieramy do
Rzesznikowa.
Podsumowujemy, że te przewodnikowe 13 kilometrów pokonanego odcinka, ma
przynajmniej trzy kilometry więcej. Pewnie znowu ktoś opisywał trasę z
mapy.
Szybkie pakowanie i szybki odjazd, żeby zdążyć na obiadokolację do Marysieńki.
We wtorek to już relaks, albo, jak kto woli, roztrenowanie.
Jedziemy do miejscowości Brzeźniak, skąd płyniemy Brzeźnicką Węgorzą.
Po drodze dołączają Jasiu i Romek.
Początek dzisiejszej trasy to szeroki kanał, z czasem trochę bystrzy,
kilka przeszkód, po czym uregulowany odcinek w ładnym lesie. Obie rury
opisane w przewodnikach spływamy bez przeszkód.
Dopłynięcie do szosy Łobez Węgorzyno zajmuje nam 2 godziny i 20 minut.
Tam kończymy tę >męską< imprezę i rozjeżdżamy się do Szczecina oraz
do Warszawy.
Wspólna impreza wyraźnie wpłynęła na zbudowanie przyjacielskich relacji
z klubem Wiry. Obiecujemy Leszkowi, że nasz następny wyjazd na Pomorze
będzie związany ze spłynięciem dopływów Parsęty.
Osobom planującym pływanie po rzekach Pomorza polecamy pomoc logistyczna
Zbyszka. Kontakt chętnie przekażę na priva.
Letman
|
|