Wałsza i Miłakówka
02-03.04.2005 r.

Błyskawicom grzmieć i ginąć,
Mnie płynąć, płynąć i płynąć.

Nad wodą wielką i czystą
Adam Mickiewicz

 

ZDJĘCIA Z WYPRAWY
zobacz więcej >>
WAŁSZA
MIŁAKÓWKA

Świadomość obchodów pierwszej rocznicy zawiązania nieformalnej grupy kajakowej Kazik i My podziałała na nas mobilizująco. Za najlepszą formą godnego uczczenia tego jubileuszu uznaliśmy spływ rzekami zwałkowymi o stosownym stopniu trudności i uciążliwości.
Hasłowo były to Wałsza i Miłakówka, ale w miarę postępów planistycznych, program został wzbogacony o Warnę – prawy dopływ Wałszy i trzykilometrowy odcinek Pasłęki oraz Narienkę – prawy dopływ Miłakówki.
Wałsza, jest rzeką znaną z największego spadku wody na Warmii i Mazurach (178 m na długości 65,4 km). Płynąca z siłą górskiego potoku, Wałsza wyerodowała w rejonie Pieniężna głęboki jar o głębokości 50 m i długości około 5km.
Miłakówka była zupełnie nieznaną nam rzeka, którą polecił Kazikowi Boguś, jego przyjaciel z KTK Ursus.
Nocleg zaplanowaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym > Pod Lipami< w Ornecie.
Z podstawowego składu ubył jedynie Wojtek Szyper, zatrzymany przez obowiązki służbowe, zaś przez pierwszy dzień płynął z nami Grzegorz.

Wyjazd z noclegu, tradycyjnie o godzinie 8.00. Po drodze stwierdzamy, że stan wody w Warnie jest tak wysoki, zaś organizacja poranna była tak sprawna, że możemy przesunąć miejsce startu w górę Warny do miejscowości Wiknicki Młyn.
Warna na starcie prezentuje się całkiem, całkiem. W rejonie dawnego młyna to typowo górski potok. Dalej już nieco spokojniejsza, ale ma zauważalny spadek, jest dosyć kręta i posiada trochę przeszkód (U3) w tym dosyć wąskim korycie, co pomaga nam w pełnym dobudzeniu. Woda w rzece nie jest za czysta, zaś na podstawie ilości wody można ocenić, że latem jest niespływalna. W rejonie miejscowości Łajsy płynie przez tereny rolnicze, po czym wpada do Wałszy. Spokój spływu szeroko rozlaną Wałszą zakłóca nam w Pieniężnie tzw. młodzież chlewna, która rzuca w nas kamieniami.
Prawdziwe atrakcje zaczynają się po przenosce, poniżej elektrowni w Pieniężnie. Wrażenie robi duża deniwelacja poniżej elektrowni. Ta część Wałszy, to typowo górski odcinek (WW1) z dodatkowymi atrakcjami w postaci zwalonych drzew. Pierwsze drzewo, tuż po starcie, przegradza rzekę dość nisko nad nurtem. Wybieram własny wariant i przepływam pod drzewem na nurcie obok sterczących gałęzi. Rezultat mógł być tylko jeden – kabina. Przy okazji odbywa się pozytywny test obudowy wodoszczelnej mojego aparatu fotograficznego – kąpiel nie miała żadnego wpływu na późniejszą sprawność działania. Gorsze było wszechobecne błoto. Jedyna strata to moje okulary, w których, jak to określił Kazik, pływają już pstrągi.
Dalsze przeszkody były pokonywane bez przygód, a liczne bystrza i cofki wykorzystaliśmy do doskonalenia techniki pływania. Kamera filmowa i aparat fotograficzny były w ciągłym użyciu. Ponieważ trudno było znaleźć miejsce dające dobrą perspektywę i możliwość utrzymania stabilnej pozycji kajaka, postanowiłem robić zdjęcia seryjne, by się dało wybrać coś do relacji. Tego dnia zarejestrowałem ponad 250 zdjęć. Marcin z kolei najczęściej filmował nas z brzegu.
Po wyjściu z lasu, Wałsza uspokaja nieco swój bieg, ma mniej zwalonych drzew. W miejscowości Bornity potężny próg z odwojem o głębokiej cyrkulacji. Wszyscy przenosimy kajaki.
Po dotarciu do lasów Równiny Orneckiej zaczyna się urokliwy odcinek rzeki, z szybkim prądem i dużą ilością przeszkód w nurcie. Zwalonych drzew jest więcej niż na przełomie pod Pieniężnem, płyniemy wolniej, ale obniżające się słońce mobilizuje nas do wysiłku. Mnóstwo bobrów, a jeden z nich popatrzył nawet Kazikowi w oczy z odległości 2m.
Jeszcze spokojny odcinek Pasłęki i kończymy pod mostem koło przysiółka Łozy. W sumie odcinek liczący około 34 km przepłynęliśmy w niecałe 8 godzin, wliczając w to dwa odpoczynki, treningi i postoje – na trudniejszych przeszkodach czekaliśmy aż pokonają je wszyscy. Grzegorz, płynący samotnie, pokonał ten odcinek w 5 godzin.

W niedzielę dysponowaliśmy tylko jednym samochodem, ale właściciel >Pod Lipami< był tak miły, że pomógł nam rozwiązać problemy logistyczne.
Na Narience, kajaki wodowaliśmy poniżej pstrągarni w Naryjskim Młynie, gdzie rzeka ma szerokość 3 – 4 m. Szybko docieramy do lasu, gdzie poznajemy charakterek tej rzeczki. Bystry nurt, duża ilość zwalonych drzew i krzaki zmuszają do ciągłej uwagi. Poniżej lasu, Narienka płynie zakrzaczonymi łąkami, we wsi >głupie kładki<, znowu krzaki i wybetonowana kilkudziesięciometrowa rynna z ostrym zakrętem w lewo. Spływamy nią bez przygód, groźniejsze wrażenie sprawia z brzegu. Po następnych kilkuset metrach rzeka wpada do Jeziora Mildzie. Większa część jeziora jest zamarznięta i aby dotrzeć do początku Miłakówki, musimy przeciągać kajaki brzegiem. Przez Miłakowo, aż do elektrowni, Miłakówka jest rzeką o uregulowanym korycie.
Po dotarciu do kompleksu leśnego na północ od miasteczka, zaczyna się WW1 w krzakach. Odcinek typowo górski, płynący przez krzaki i zwalone drzewa. Tutaj zlokalizowane są najtrudniejsze przeszkody naszej dwudniowej wycieczki. Dwie z nich dostarczyły trochę emocji. Pierwsza zaczynająca się prożkiem pomiędzy dwoma drzewami i dwoma belkami poniżej. Aby je pokonać, należało spłynąć z progu, przepromować do cofki za drzewem i spłynąć się pod belkami zlokalizowanymi 60 – 70 cm nad drugim progiem.
Druga z zapamiętanych przeszkód też zaczynała się promowaniem na prożku do brzegu, w ciasnym obszarze ograniczonym grubymi gałęziami. Aby się tam zmieścić, musiałem wsunąć dziób kajaka pod przednią gałąź zawieszoną 10 cm nad powierzchnią wody. By przejść dalej, należało wycofać kajak do tyłu i wskoczyć na tę gałąź. I tu zaczęły się schody, dziobowy uchwyt kajaka uniemożliwiał mi ruch do tyłu. Dopiero pomoc Kazika, który podpłynął pod przeszkodę i zatapiając dziób mojego kajaka, umożliwił mi wycofanie oraz napłynięcie na gałąź, a następnie walkę z nurtem spychającym na ukośnie zanurzoną kłodę. O masie płynącej tam wody przekonaliśmy się śledząc kajak Kazika po dopłynięciu pod przeszkodę. Spływająca woda zanurzyła jego kajak 20 cm poniżej lustra wody.
Środkowy odcinek, w rejonie miejscowości Głodówko jest trochę spokojniejszy, zaś na ostatnim 6 km odcinku, Miłakówka znów przebija się przez zalesione wzgórza. Rzeka jest niezwykle kręta, mocno zawalona, a nurt prawie tak szybki jak poprzednio. Leszek, który, płynąc pierwszy, próbował przeskoczyć kłodę wystającą ok. 60cm nad nurtem, został wciągnięty pod nią przez nurt i zaliczył drugą, wyprawową kabinę.
Warto też zwrócić uwagę na malowniczość otoczenia tego ostatniego odcinka Miłakówki. Okoliczne wzgórza są zarośnięte wiekowymi drzewami. Nie prowadzi się żadnej gospodarki leśnej. Olbrzymie kłody leżą zwalone na zboczach, nad głowami jest dach z gałęzi. Latem musi być tutaj naprawdę pięknie.
Spływ kończymy przy moście drogowym, 200 metrów przed ujściem do Pasłęki. Przepłynięcie tych 22 km zajęło nam 7,5 godziny.

Postanawiamy umieścić Miłakówkę na drugim miejscu naszej listy najciekawszych rzek zwałkowych, tuż za Sopotem, a przed Grabową.

Letman